poniedziałek, 28 lipca 2014

telegraficzny

A u mnie wciąż jak w kołowrotku lub na karuzeli, lub jak w kalejdoskopie - dla każdego coś miłego, wybierajcie, przebierajcie ;-)

No dzieje się, dzieje.
No jak to u mnie, jak nie urok to sraczka, albo przemarsz wojsk.
Z tego wszystkiego to z wojskiem sobie radzę, urok też nie straszny, ale za to z dupą to nie ma żartów, oj nie.
No z tym posraniem to tak jest, tu o teraz i natychmiast, a jak chciałam być cwańsza to musiałam korytarzana klatce schodowej myć, przedpokój, całą łazienkę, no i siebie pod szlauchem, o butach nie wspomnę.
Nie ma się co rozczulać. Za pierwszym razem ryczałam jak bóbr, teraz to rutyna ;-)

 Przez ostatni miesiąc kursowaliśmy tak między domem w Łodzi a domem na działce na wsi.
W takie upały łono natury z odrobiną survivalu nikomu nie zaszkodziło.
Z brudu przecież nikt nie umarł, a od świeżego powietrza to cała armia Napoleona padła wszak ;-)
Jak sobie wody wiadrem ze studni nie wyciągniesz, to nie będziesz pił, ale najpierw napal w piecu (heloł, 30 st. w cieniu;-) i se zagotuj.
No ale prąd już był.
A i jakie jeżyny. Słuchajcie przez 2 godziny (razem z wielkim obżarstwem) całe wiadro (8 kg-zważyliśmy) żeśmy zebrali (nie licząc co w brzuchach;-)
Efektem jest 10 litrów galaretki, soku, marmolady (cholera wie co to wyszło, ale smakuje nieziemsko;-)
 Rany i zadrapania na ciele w ciągu tygodnia powinny się wygoić i zniknąć;-)
Ale za to jakie ciasto pyszne było:-)

A że ja usiedzieć w miejscu z rękoma pod tyłkiem nie potrafię więc tak mi zeszło.
Sorry Was bardzo, ale jak już chciałam pisać, to zasypiałam.
Dziś mam ten wyjątek potwierdzający regułę, spać nie mogę ;-)
Pewnie dlatego, że pierworodne dziecię na kolonie pojechało, wiecie taka zbieranina dzieciaków,niezbyt zorganizowana, z całego miasta. O 5 rano zadzwoniła w bardzo ważnej sprawie (że i czemu się ładowarka do baterii do aparatu zepsuła;-) Wiem, że mam pewne bliżej niezidentyfikowane wiedźmie zdolności, ale ładowarka na 400 km, hmmm, muszę poćwiczyć.......
Co jeszcze, co jeszcze  się zdażyło?
AAAAAAA
Byliśmy zaproszeni na 40-te urodziny kuzyna maużonka.
Wiecie jak było superosko. Boombastycznie.
Zdjęć nie pokaże ani filmów nie udostępnie. Wiecie jak to jest, wstyd opowiadać, ale jest co wspominać :-)

Jak mi się przypomni co było, to Wam opowiem. Ale ja się tam nie żyję wspominkami ino do przodu.
No z tym bykiem. Heja i byka za rogi i do przodu ;-)
Skoro niemalże ze smyczy spuszczeni (zupełnie jak nasze dziecko, nie wiem czy chcę wiedzieć czemu do 6 rano nie spała). Żeśmy się spakowali, minimalistycznie i w drogę :-D
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. A podróżować będę , a sztuką teraz dla nas to zatankować.
Oj tam musimy pewne sprawy pozałatwiać i już.
Nie zdążymy wszędzie tam gdzie byśmy chcieli, ale co ma wisieć nie utonie:-)

Tak z gruntu zdrowotnego to nie wiem ile ważą ludzkie migdałki, ale bez nich czuję się jak uskrzydlona.
Generalnie w gardzieli mej wszystko w jak najlepszym porządku, chociaż wydrzeć, ziewać i śpiewać (może to i lepiej dla społeczeństwa) tak konkretnie jeszcze nie mogę. Zostało mnie tylko gitarrrraaa;-)
Ogólnie 50% normy przybyło :-)

Na opowiem Wam o moim kocie i  kota pokażę (tu w rodzinie panuje kwestia sporna czyj on) ale on jest mój ;-)
Taki to ważny: myszołowca, myszotreser, myszożerca, całymi nocami po wsi łazi, ale sra i siusia do kuwety w domu 

Kot maksymilian z samego miasta Łodzi pochodzi, kot łowny 




To tak w telegraficznym, tyllle co u mnie.




Do zobaczenia na trasie :-D

Bajo moi mili






Brak komentarzy :