poniedziałek, 20 kwietnia 2015

żyj szybko, kochaj mocno......

Witam serdecznie drodzy państwo :-)

Jak zwykle długo mnie nie było, znaczy się tutaj, mnie nie było. Ponieważ w tym czasie, kiedy mnie ttaj nie było, bywałam, a to tu albo tam. Robiłam w tym czasie, kiedy nie było mnie tu, a bywałam to tu albo tam;-) przeróżne rzeczy.
Był na przykład  taki weekend, który w całości od czwartku do niedzieli (w Łodzi weekendy zaczynają się w czwartki ;-) w całości nam upłynął na rżnięciu. Tym samym moi drodzy jak pojedziemy na włości nasze, nie zmarzniemy, bo mamy odłożone i ładnie poukładane drewno na opał :-). 
Rodzice zwykli mawiać, na daleko wysuniętej placówce na wschód. Tak więc (nie zaczyna się zdania od więc ;-) Jest czym palić (w kozie;-) i co do pieca dokładać. Aczkolwiek ja z tym raczej problemów nie mam ;-) co by do pieca dokładać ;-) Kto zna ten wie ;-) sroce spod ogona nie wypadłam ;-)
Ostatnio na przykład walczę z odpowiednim napięciem nici górnej oraz dolnej. Wczorajsza walka skończyła się rozebraniem maszyny szyjącej i złożeniem jej z powrotem w całość. Oczywiście nie ja rozbierałam (wolę jak to robi maużenek mój osobisty ;-) nie tylko te maszynę, on ma zdecydowanie bardziej do tego przystosowane palce ;-) No i jak już została naoliwiona i złożona to poszła jak burza. Co poniektórzy będą mięli problem, jak będą chcieli wypruć, to co szyłam, ale to już nie mój problem będzie :-)
Co najważniejsze nie przyszyłam sobie paluszków-opuszków, znaczy się jeszcze, jak to onegdaj bywało.
Po drodze też święta przecież były, rodzinne, wesołe, spokojne, cudowne.
Tak to mi życie upływa jak w bajce.
Z mojej perspektywy mam wytaśtane na wszystko i wszystko się układa lepiej. Byka za rogi i heja do przodu.
Rodzina ponad wszystko.
Reszta jakoś się kręci.
Żyjemy od 20-go do 20-go. Grunt, że rachunki opłacone. Dzięki Wam i Waszej hojności oraz pamięci, wykupuję moje leki z darowizn i 1%. Jurkowi zamienniki, te tańsze. Dziecku, jak to rodzice, sami nie zjedzą, ale dla dziecka jest. Smalczyk domowy jest the best:-)
Oczywiście wqrza taka sytuacja, bo to nie mój styl. Palcem w bucie se mogę pomachać, a guzik już nie mogę ;-) bo nie czuja. Taki życie taki lajf. Jest jak jest. 

Tak dla przypomnienia, to już ostatnia chwila, gdyby ktoś z Was jeszcze się nie rozliczył i nie miał komu oddać swego procentu, bo to naprawdę już ostatnia chwila.



A chorobowo? całkiem zauważalnie, progresywnie do dołu. Nie chce mi się o tym pisać, nie lubię o faktach dyskutować. Ale jak to "życzliwi" ujmują "jak ty ładnie na twarzy wyglądasz, no nic na buzi nie widać" 

Ludzie każdy może coś mieć.
Jerzy (mój maużonek osobisty miał udar i zyje, ja mam SM i żyje,  miałam ropnie w mózgu , i żyję, mam takie zwyrodnienie kręgosłupa, że należało go wymienić, a żyję, a i zakrzepicę też mam głęboką, no i żyję, ale migdałków już nie mam, i bez nich żyję. Padaczkę też mam i też żyję. Mój tata miał raka i nie żyje. Nie od nas w tym względzie to zależy, co kto ma.
Ja się tak cieszę, że żyję, że kocham i mnie kochają, a pieniądze...... raz jest ich więcej, raz mniej, jak to w życiu.
Jak to dobrze, że jak był czas na szaleństwa i błędy młodości to nie odkładałam tego na później.
Niczego nie  żałuję, ja tylko chcę  żyć, po prostu żyć :-)

Dużo uśmiechu Wam życzę


Ps, nie wiem kiedy będą (tutaj) ale będę :-)





Brak komentarzy :